(opis fotki dostępny po najechaniu na nią kursorem myszy)


Droga, którą postanowiliśmy jechać w kierunku Czarnogóry, jest jednym z wariantów wiodących przez terytorium Serbii. Do Czarnogóry wiedzie bowiem jako tako tylko jedna droga główna, która prowadzi przez Uzice i Prijepole - aż do miasta Bijelo Polje i dalej, przez stolicę kraju Podgoricę - nad morze. Do tej drogi można zaś dojechać dwiema drogami : pierwsza z nich to bardziej uczęszczana i bardziej popularna droga przez Belgrad i Cacak, a druga - to właśnie wariant wybrany przez nas. Z lektury wiadomości na forach wynikało, że pierwsza droga ma znacznie lepszą nawierzchnię, jest szersza i dobrze utrzymana, zaś druga jest drogą po prostu podrzędną, której plusem jest tylko mniejsza odległość oraz niewielki ruch pojazdów. Wybraliśmy tę drugą drogę i, muszę przyznać, nie było czego żałować. Ruch był na niej rzeczywiście bardzo mały. Natomiast droga ta była dość kręta, gdyż przekraczało się niewielki masyw górski, nie była też zbyt szeroka, ale jakość nawierzchni była zadowalająca. Miejscami była ona odnowiona mniej lub bardziej, miejscami zaś nie, ale nie było takiej sytuacji, by strach było jechać lub by jazda groziła uszkodzeniem samochodu. Na prostych odcinkach dało się jechać nawet osiemdziesiątką. Jedyne o czym należy pamiętać, to zatankowanie samochodu odpowiednio wcześniej, gdyż po drodze trudno raczej o normalną stację benzynową. Natomiast przejechanie przez Valjevo może być pewną przygodą, gdyż - oczywiście - przejazd przez miasteczko nie jest w żaden sposób oznakowany. Mimo że Serb, u którego nocowaliśmy, tłumaczył mi i rysował sposób przejazdu przez nie, to jednak w żaden sposób nie byłem w stanie się połapać w tym wszystkim znalazłszy się na miejscu.

W końcu, po ponad dwóch godzinach jazdy, wyjechaliśmy na główną drogę, w pobliżu miejscowości Pożega, i stamtąd dobrze już oznakowaną drogą, udaliśmy się w kierunku na Podgoricę.

Droga ta - oznakowana numerem 21, a potem 2 - jak wspomniałem jest dobrze oznakowana, ma dobrą nawierzchnię i jedzie się nią dobrze. Jednakże góry, które przecina, sprawiają że nie ma szans na rozwijanie sporych prędkości, bo prostych, szerokich odcinków drogi jest bardzo mało. Toteż nie ma co liczyć na szybką jazdę - wprost przeciwnie. Nam pokonanie trasy Valjevo - Podgorica zajęło około sześciu godzin, a tak dobre tempo zawdzięczam zapewne wyłącznie temu, że jechaliśmy w niedzielę. Na co dzień, gdy ilość różnego rodzaju zawalidróg w postaci ciężarówek jest znacznie większa, tempo jazdy na pewno gwałtownie spada.

Jak wspomniałem, zgubić się na tej drodze nie sposób. Co jakiś czas pojawiają się tablice z kierunkiem na Podgoricę (lub też, na znacznie starszych tablicach, na Titograd). Główny kierunek wyznacza też sznur pojazdów jadących w jedną i w drugą stronę.

Im bliżej granicy czarnogórskiej, tym droga staje się coraz bardziej kręta, a na dobrą sprawę składa się z samych zakrętów, poprzetykanych gęsto tunelami. Po lewej stronie, w dole znajduje się rzeka, zaś od pewnego momentu, obramiającym kanion po lewej stronie górskim zboczem wiedzie linia kolejowa. Linia ta, jak się okazuje, będzie nam towarzyszyć aż do Podgoricy.

Ilość zakrętów i tuneli, połączona z fantazją niektórych kierowców, będących właścicielami samochodów z mało mocnymi silnikami lub w słabym stanie technicznym, przyczyniła się do powstania na poboczach swoistej galerii pomniczków tych samobójców. W Polsce też widać coś takiego - gdzieniegdzie spotyka się krzyżyki lub lampki w miejscach, gdzie dziarski kierowca nadziawszy się na drzewo lub słup - skończył życie. Tymczasem w Serbii (i Czarnogórze) ten zwyczaj poszedł niebotycznie dalej i przerodził się w praktykę stawiania tymże kierowcom niewielkich pomniczków. Niestety, nie udało mi się sfotografować czegoś takiego, ale ma to postać wąskiego cokołu, na którym umieszczona jest tabliczka. Na tabliczce znajduje się napis - dane kierowcy, który wywędrował do nieba, jakaś inskrypcja, nierzadko nawet jego wizerunek - czasami tylko wyryty w granicie, a czasami nawet jest to typowe zdjęcie pomnikowe. Napisałem, że wyryte w granicie - a to dlatego, że wiele, bardzo wiele z tych tabliczek (i cokolików też) jest zrobionych z granitu. I wszystkie one są zwrócone w kierunku drogi, nie gdzieś w bok. Na początku widok tych pomniczków zdumiewa, potem dziwi, ale z czasem staje się to normalne. Jedyne co przykuwa uwagę to fakt, jak często są one porozmieszczane.

Granicę serbsko - czarnogórską pokonuje się koło miejscowości Gostun. Serbskie posterunki graniczne są przycupnięte z boku drogi, na kawałku wygospodarowanego miejsca. A miejsca tego jest mało, jak to w kanionie. Przy samochodach czekających na odprawę plącze się gromadka dzieci, usiłujących sprzedać podróżnym jakieś drobiazgi. Na poboczu oczywiście śmiecie. Odprawa - a ściślej rzut oka na paszporty - trwała krótko, machnięcie ręką - i odjazd. A potem jedzie się niemalże ziemią niczyją - droga wije się i wije, po drodze nie ma śladów żadnej ludzkiej bytności. Jadąc tak zastanawialiśmy się, czy aby na pewno wszystko gra. Bo mijają kilometry, a tak jakbyśmy nie pokonali właściwej granicy, nie wiedzieliśmy bowiem kontroli czarnogórskiej. Potem okazało się, że taki jest urok tego miejsca. Punkt graniczny Czarnogóry znajduje się jakieś 10 km od posterunku serbskiego. Przekraczamy do również bez żadnych problemów, szybko, pogranicznik nie wbija pieczątki, o nic nie pyta, zerka tylko na paszporty i macha ręką.

Tak więc jesteśmy w Czarnogórze.

Początki czarnogórskiej drogi sprawiają lepsze wrażenie niż paręnaście kilometrów wcześniej. Żółty pas na środku i żółte pasy na poboczu mają pokazać, że wjeżdżamy do lepszego świata. Aliści są to tylko pozory, bo jakość nawierzchni praktycznie jest taka sama (chociaż naprawdę niezła!), a tunele - tak samo tragiczne.

Pokonanie drogi do Podgoricy jest męczące. Droga wiedzie bowiem cały czas górami, na szczęście powoli obniża się na całym odcinku, co pozwala nieco obniżyć zużycie paliwa. Ale jej krętość wymaga jednak ciągłego, nieustannego skupienia kierowcy. Pokonywanie setek zakrętów na wąskiej drodze bez pobocza (z prawej strony są skały!) jest niezwykle nużące. Wprawdzie - wbrew temu co znajdowałem napisane na forach - tutejsi kierowcy są w miarę zdyscyplinowani, ale od czasu do czasu trafi się jakiś wariat, który koniecznie musi wyprzedzać. Czujność musi być więc zachowana cały czas. Konieczność prowadzenia samochodu wyłączyła mnie od możliwości podziwiania niezwykle malowniczego, niepowtarzalnego krajobrazu. Dlatego też zamieszczone w tym miejscu zdjęcia sam również oglądałem w swoim czasie po raz pierwszy.

Osobny temat stanowią tunele. Ze względu na przebieg drogi, są one bardzo częste. Nie liczyłem, ale na drodze z granicy do Podgoricy jest ich wiele, na pewno kilkadziesiąt. Ich stan, ich utrzymanie - są tragiczne. Niezależnie od tego, czy są one tylko wykute w żywej skale, czy obetonowane, są nieoświetlone. Zawsze. Nie liczę rzecz jasna tych krótkich tuneli, gdzie jest widoczny prześwit, mam na myśli tylko te dłuższe. W ścianach tych dłuższych tuneli nie ma na dobrą sprawę widocznych odblasków. A właściwie to są, tylko że niemalże widoczne dopiero w chwili gdy się je mija. Nie muszę dodawać, że oś jezdni nie jest wymalowana farbą odbijającą światła samochodu, tylko zwykłą farbą. Wrażenie - potworne, niemalże jakby się jechało w piwnicy lub w opuszczonym chodniku kopalnianym. Mało tego, oprócz tuneli biegnących po linii prostej lub małym łuku, zdarzają się też tunele kręte, czasem w kształcie litery S. Czasami nawet dłuższe, mające może sto pięćdziesiąt, dwieście metrów. Przejechanie przez nie stanowi szczyt rozpaczy. A już szczególnie gdy nic jeszcze bardziej nie widać, bo światła jadącego z naprzeciwka samochodu świecą prosto w oczy.

Pokonywanie czarnogórskich tuneli było dla mnie bezwzględnie najgorsze, najbardziej traumatyczne i najbardziej denerwujące w całej drodze nad Adriatyk. Jest to zupełnie drugi kraniec tego, co w tym zakresie osiągnięto w krajach alpejskich - od obrazów tuneli w Austrii należy natychmiast się odzwyczaić, dla swojego dobra. Nie jestem w stanie zrozumieć, czy niewymalowanie w tych tunelach środkowego pasa odbijającego światła, czy wstawienie normalnych odblasków na ścianach byłoby dla odpowiednich władz Czarnogóry tak kosztowne. A może po prostu było to zbędne ? Nie wiem.

A droga, ciągle opadając, nieuchronnie doprowadziła nas do Podgoricy. Podgorica leży na równinie, położonej w kotlinie między górami. Z jednej strony są to wspólne góry serbsko - czarnogórskie, zaś z drugiej strony jest to pasmo nadmorskie, wznoszące się nad Adriatykiem. W okolicy Podgoricy można zatankować na kilku stacjach, które swą infrastrukturą przypominają stacje lepszych koncernów naftowych.

Jadąc od Podgoricy nad morze, przejeżdża się koło Jeziora Szkoderskiego. Jest to przepiękne jezioro, z błękitną wodą. Przejeżdża się właściwie nie koło niego, ale przez nie. Mianowicie po prawej stronie znajduje się płytka odnoga jeziora, częściowo zarastająca roślinnością wodną, zaś po lewej stronie - rozciąga się olbrzymia tafla wody. Środkiem zaś biegnie grobla, tak wąska, że znalazło się na niej miejsce tylko dla szosy oraz dla jednotorowej linii kolejowej. Miejsce jest przepiękne.

Nad Adriatyk można dojechać na dwa sposoby : po pierwsze, pokonując drogę publiczną wiodącą przez nadmorskie pasmo górskie, wznoszącą się na jego szczyt. Po drugie, można skorzystać z niedawno otwartego, płatnego tunelu, do którego droga odbija za Virpazarem, a który wyprowadza w okolice miejscowości Sutomore. Jest to zachwycający, nowiutki tunel, zbudowany według europejskich standardów, a przejazd nim kosztuje tylko 2,5 E. Wprawdzie chyba nie mogłoby być róży bez kolców, bo jadąc tym czterokilometrowym tunelem nieomal udusiliśmy się, gdyż nie działała w nim wentylacja i wewnątrz było sino od spalin, ale i tak w porównaniu poprzednich tuneli była to luksusowa jazda.

Wyjazd z tunelu - niemalże prosto nad Adriatyk, z Sutomore już tylko jakieś 15 km - i znaleźliśmy się w Petrovacu, u celu naszej podróży.



poprzednia strona <<<< | następna strona >>>>


pierwsza strona | strona główna


kontakt ze mną